Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam durszlakową akcję Ekonomia Gastronomia. Od pewnego czasu to dość bliska memu sercu filozofia. Ale nie zawsze tak było. Zostałam "nawrócona" na ekonomię gastronomię, kiedy uświadomiłam sobie ile jedzenia marnowałam... Teoretycznie lodówka pękała w szwach, ale tak naprawdę nie miałam co ugotować...
Skąd ten paradoks? To przede wszystkim brak planu. Zarówno planu posiłków jak i zakupów. Produktów nie brakowało, ale wiele z nich musiało wylądować w koszu ze względu na przekroczenie daty do spożycia... Do mojej lodówki trafiały drogą "zakupowej łapanki" czyli właśnie kupowania wszystkiego w myśl zasady: "może się przyda". Najczęściej jednak się nie przydawało. Wraz z przeterminowanym jedzeniem wyrzucałam do kosza pieniądze oraz sumienie, które w samą porę obudziło się, gdy uświadomiłam sobie, że jedzenia po prostu wyrzucać nie wolno.
Co robić, aby do tego nie dopuścić? Oto zasady gastronomii- ekonomii wedle których możemy jeść lepiej, a wydawać mniej. Niemożliwe? Możliwe! I bardzo proste!
Ja stosuję PLAN. Planuję posiłki, zapisuję brakujące składniki na kartce i z taką listą ruszam na zakupy. Od niedawna króluję niepodzielnie w mojej pierwszej wymarzonej kuchni i jestem dumna z tego, że nic się tu nie marnuje.
Poza planowaniem, mam jeszcze drugą zasadę dotyczącą wyposażenia spiżarni. Zawsze staram się mieć tzw. produkty podstawowe, których często używam, i które nie mają szansy się zepsuć, bo zawsze zostaną wykorzystane. To przede wszystkim mąki, jaja, sery (nawet jeśli się trochę zestarzeją- żółty zawsze można zetrzeć na makaronową zapiekankę z resztek, a np. pleśniowy roztopić w kremie z warzyw) itp. Pozostałe zasady ekonomii gastronomii możecie znaleźć
TUTAJ.
Z produktami do przygotowywania potraw nie ma więc problemu, ale co jeśli po przyrządzeniu posiłku zostanie nam jego nieskonsumowany nadmiar? Zawsze można wykorzystać pozostałości do przygotowania nowego dania (np. resztki pieczonego kurczaka, można podrobić i zrobić risotto!) lub po prostu zamrozić. Wtedy rodzinka ma gotowy obiad w przyszłym tygodniu, a my mamy wolne popołudnie :)
W mojej lodówce najczęściej miewam nadmiar warzyw oraz serów. Nigdy im nie odpuszczam! Idealnie nadają się do przygotowania pizzy, makaronowej zapiekanki, albo tarty. Będą upieczone, więc nieważne, że papryka czy brokuł nie jest już tak sprężysty. Ważne, że go wykorzystamy!
Tak było i tym razem. Znalazłam resztę kostki sera, brokuł, który już jutro zacząłby więdnąć, oraz gotowany boczek, którego został całkiem spory kawałek po posiłku przygotowanym dwa dni temu.
Przygotowałam quiche. To doskonałe danie, do którego możemy użyć wszystkiego, co nam "zalega" w lodówce. Plasterki wędliny, wszelkiego rodzaju sery i warzywa: pomidory, cebulę, pieczarki, por i co kto jeszcze znajdzie!
Do quiche wykorzystałam:
Składniki na ciasto:
170 g mąki pszennej
pół kostki miękkiego masła
1/4 szklanki wody
sól
szczypta suszonych ziół (oregano, rozmaryn lub mieszanka prowansalskich)
Pozostałe:
jedna duża cebula lub dwie mniejsze (może być też por)
boczek wędzony, gotowany, pokrojony w kostkę lub wędlina pokrojona w kostkę
dwa jajka
200 ml śmietany
150 gr tartego żółtego sera lub/i wiórek mozzarelli
warzywa (brokuł, papryka lub pieczarki)
natka pietruszki
sól
pieprz
Składniki na ciasto zagniatamy do powstania jednolitej masy. Wody używamy tyle, aby składniki się połączyły. Po wyrobieniu odkładamy ciasto do lodówki na ok. 30 min.
Po upływie tego czasu wykładamy masę na formę do tarty. Ciasto nakłuwamy
widelcem i wstawiamy do piekarnika na około 15-20 minut.
Następnie cebulę podsmażamy na patelni wraz z boczkiem lub wędliną pokrojonymi w kostkę.
W międzyczasie w naczyniu mieszamy jajka ze śmietaną i serami. Dodajemy posiekaną natkę pietruszki. Doprawiamy solą i pieprzem.
Na upieczony spód tarty wykładamy cebulę z boczkiem, a następnie zalewamy masą jajeczno- serową. W masę wciskamy pokrojone w kostkę warzywa. Ja akurat miałam pod ręką różyczki brokuła.
Zapiekamy całość ok. 20 minut, aż masa na wierzchu się zetnie.
Przepis dodaję do akcji Ekonomia Gastronomia